niedziela, 13 października 2013

Rozdział I

When you're at the end of the road
And you lost all sense of control

And your thoughts have taken their toll
When your mind breaks the spirit of your soul
Your faith walks on broken glass
And the hangover doesn't pass
Nothing's ever built to last
You're in ruins...

Było późne popołudnie w Liverpoolu. Słońce coraz bardziej znikało za horyzontem. Natalie wracała do rodziny, wsłuchując się w piosenki Green Day. Skręciła i zmieniła drogę do domu. Nowa trasa prowadziła przez centralny park, aż do dzielnicy Devon*, w której mieszkała dziewczyna. Udając się na swoją ulicę zobaczyła służby zdrowia i straż. 

Stało się najgorsze ze wszystkich koszmarów. Jej dom stał w płomieniach. Czuła, że jej oczy zalewają się łzami. Rzuciła swoją torbę, na chodnik po którym szła, i pobiegła w stronę płonącego budynku. Przecisnęła się przez tłum gapiów, i przeszła pod policyjną taśmą. Nagle ktoś złapał ją za ramię.
-Przepraszam, ale musi pani odejśc - powiedział mężczyzna w policyjnym mundurze.
- Ja... To znaczy... To mój dom... To był mój dom - dziewczyna wydusiła z siebie co tylko mogła.
- Pewnie chce pani wiedziec, jak do tego doszło ? - spytał ponownie.

Roztrzęsiona nastolatka tylko lekko pokiwała głową.

- Prawdopodobnie przyczyną pożaru było podpalenie. Przepraszam, ale muszę spisac protokół. Mój kolega przyjdzie po panią, żeby zebrac zeznania. - odpowiedział, i odszedł w stronę radiowozu.

-To nie możliwe. Nie możliwe... - westchnęła, upadając kolanami na ziemię, i wpatrując się jak strażacy próbują ugasic ogień.
- Naty! Natalie! - do uszu klęczącej dziewczyny dobiegł dźwięk głosu jej przyjaciółki.
- Nie można tu wchodzic - powiedział stanowczą jeden z funkcjonariuszy, zatrzymując młodą dziewczynę przed taśmą.
- Muszę podejśc do przyjaciółki. Niech mnie pan zrozumie.
- Dobrze, ale proszę nie przeszkadzac w pracy.
- Dziękuje Panu - powiedziała, i prędko znalazła się u boku kumpeli - Już z Tobą jestem. Słyszysz? Jestem.
Natalie jeszcze bardziej zaniosła się płaczem, a Lexi ją przytuliła.
- Czy oni...? Nie żyją? - lekko podniosła podbródek, i spojrzała pytająco na blondynkę.
- Tak. Chyba tak, kochanie... - dziewczyna również zaczęła płakac, jako że uwielbiała państwo Burnett - Przykro mi skarbie.

Po kilku minutach dom został uwolniony od ognia, a z jego wnętrza strażacy wynieśli martwe i popalone ciała.


~*~


- Byłeś niesamowity ! - jęknęła dziewczyna, opadając na łóżko.
- Dzięki, Ty też - uśmiechnął się i wstał aby się ubrac.
- Oh, już idziesz ? - naga kobieta lekko podniosła głowę.
- Tak - odparł oschle.
- Na komodzie leży koperta dla Ciebie.
- Tyle na ile się umawialiśmy? - spytał zapinając pasek od spodni.
- Tak.

Brunet ubrał się, chwycił kopertę i bez słowa pozegnania, tak jak miał w zwyczaju robic, opuścił mieszkanie.

Tak robił to, za pieniądze. Tak, niektórzy nazywali go męską dziwką.


___________________________________________________________________________
*Devon - taka dzielnica nie występuje w Liverpoolu

Jak wam się podoba pierwszy rozdział ? ;)
Komentujcie, to naprawdę daje kopa w tyłek i wenę jednocześnie ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz