Natalie's POV
Odłożyłam spakowaną torbę na łóżko i usiadłam obok. Sięgnęłam po telefon z szafki, po czym wybrałam numer do Liam'a i napisałam, że już jestem gotowa do wyjścia. Przez ostatnie dwa dni odwiedzał mnie w szpitalu, a pielęgniarki wyciągały go stąd groźbą o wezwaniu ochrony. Powiedział, że razem z Zayn'em zapisali się na odwyk oraz, że znalazł pracę u swojego dawnego przyjaciela. Jest trenerem boksu. Trochę się przestraszyłam, ale szczerze wolę to od brania udziału w nielegalnych walkach. Wierzę mu, ale boje się na nowo zaufać. Oszukał mnie, zdradzał. To pozostawi po sobie ślad, ale mam wrażenie, że Liam zrobi wszystko żebym mu na nowo zaufała. Czy mu wybaczyłam? Chyba tak. Już za pierwszym razem, gdy tu przyszedł wiedziałam, że nie potrafię być długo na niego zła. Teraz byłam pewna, że go kocham. Nie wiem czy robię dobrze. Jestem przecież jeszcze młoda. Nie wiele wiem o życiu, nigdy nie byłam z nikim związana na poważnie. Zostałam sama. Ale pół roku po stracie rodziców jestem gotowa żyć samodzielnie. Jutro kończę osiemnaście lat. Nie chcę wracać do szkoły, ale znajdę pracę. Stary przyjaciel rodziców ma sklep muzyczny, może u niego znajdę zatrudnienie. Liam zamieszka ze mną, to już postanowione. Znaczy to on tak twierdzi, ale nie będę się z nim sprzeczać o coś co i tak jest oczywiste. Myślę, że zmienił się przez to jak omal mnie nie stracił. To tylko kilka dni, a widzę w nim wyraźne zmiany. Nadal jest czuły, kochany i mnie rozpieszcza, ale gdy mnie odwiedzał nie czułam od niego woni dymu papierosowego czy nie widziałam podrażnionego nosa od wciągania amfetaminy. Miał kilka siniaków na ramionach, ale to przez to, że obrywał od małolatów na treningach. Byłam pewna, że pozwalał im na to. Gdyby tego nie robił, Bóg jeden wie co by się z nimi działo. Zadrżałam na tą myśl, ale za chwilę szeroko się uśmiechnęłam widząc przez szybę chłopaka, który biegł w moją stronę z bukietem czerwonych róż.
- Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać - zawołał, muskając wargami moje czoło. Przymknęłam oczy, mrucząc cicho - To dla Ciebie - dodał i wręczył mi kwiaty.
- Dzięki, są piękne - odpowiedziałam, wąchając roślinki. Cały czas przynosił mi coś do szpitala, a później też pielęgniarkom. Wczoraj przyniósł butelkę Jack'a Daniells'a lekarzowi, które się mną zajmował - Chodźmy, chcę już być w domu.
Chłopak chwycił bordową torbę, po czym przepuścił mnie w drzwiach. Podeszliśmy do recepcji po wypis. Miła, niebieskooka blondynka wręczyła mi papier i skarciła, że nie chcę mnie więcej widzieć w takiej sytuacji, w której tu przyjechałam. Zachichotałam, że następnym razem przyjadę z bólami na porodówkę. Sue, bo tak się nazywała, powiedziała, że z chęcią mnie przyjmie. Spojrzałam na Liam'a, który czerwienił się i ściskał moją rękę, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce i onieśmielającą rozmowę. Zachichotałam, po czym pożegnałam się z recepcjonistką.
- Już wiem czym Cię onieśmielić - powiedziałam, przesuwając kciukiem po knykciach chłopaka.
- Nie żartuj sobie ze mnie - zaprotestował, otwierając mi drzwi auta. Wsiadłam. Mój bagaż wylądował na tylnym siedzeniu, a Payne usiadł zaraz obok mnie. Odjechaliśmy spod murów szpitala.
Leżałam na kanapie przykryta ciepłym kocem, w oczekiwaniu na Liam'a i kubek gorącej herbaty. W telewizji leciała jakaś komedia, więc od czasu do czasu śmiałam się pod nosem. To mój ulubiony gatunek filmowy. Gdy Louis żył często oglądaliśmy je wspólnie. Właśnie, Louis. Nie widziałam go już od dawna. Może odszedł? Zrobił to co miał zrobić. Zaopiekował się mną, a teraz odszedł, bo wie, że Liam jest przy mnie. Nie mam pojęcia. Brakuje mi go. Był dla mnie jak brat, pocieszał, rozśmieszał i pomagał w różnych sytuacjach. Znowu do mojej głowy dotarły wspomnienia przyszłości. Siedzenie do późna na szpitalnym dachu, gdy tylko czuł się dobrze, oglądanie gwiazd, opowiadanie zmyślonych historii czy wspólne pisanie piosenek.
- Wszystko okej? - szarpnęłam głową, gdy w moich uszach rozległ się głos. Podniosłam głowę i wygodne usiadłam.
- Um, tak. Wspominam - odpowiedziałam, po czym sięgnęłam po kubek z cieczą, którą przygotował dla mnie chłopak. Liam usiadł obok mnie i naciągnął na swoje nogi koc.
- Mogę wiedzieć co?
- Przyjaciela. Kiedyś Ci o nim opowiem - upiłam łyk gorącej herbaty i z powrotem wgapiłam się w ekran telewizora.
- W porządku - odparł, po czym otulił mnie swoją ręką i przysunął bliżej, tak bym oparła się o jego ramie.
Czułam się bezpiecznie. W jego ramionach zaznałam spokoju, miłości. Nie mam doświadczenia w miłości, nigdy nie byłam prawdziwie zakochana. Przed tym wszystkim bardzo dużo czytałam i stamtąd dowiedziałam się o relacjach damsko-męskich. Mama mi o tym opowiadała, ale wolałam mieć pewność, że tak naprawdę jest. Różni ludzie, różne doświadczenia. Jednak uczucie zakochania wszyscy opisują podobnie. Motyle w brzuchu, miękkie nogi, chęć zrobienia dla tej drugiej osoby wszystkiego. To właśnie czułam w obecności Liam'a. Właśnie otwiera się nowy rozdział w moim życiu. W życiu obok ukochanej osoby. Payne jakby czytając w moich myślach ucałował moje czoło.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - odparłam, wtulając się jeszcze bardziej w ciało chłopaka.
- Już wiem czym Cię onieśmielić - powiedziałam, przesuwając kciukiem po knykciach chłopaka.
- Nie żartuj sobie ze mnie - zaprotestował, otwierając mi drzwi auta. Wsiadłam. Mój bagaż wylądował na tylnym siedzeniu, a Payne usiadł zaraz obok mnie. Odjechaliśmy spod murów szpitala.
Leżałam na kanapie przykryta ciepłym kocem, w oczekiwaniu na Liam'a i kubek gorącej herbaty. W telewizji leciała jakaś komedia, więc od czasu do czasu śmiałam się pod nosem. To mój ulubiony gatunek filmowy. Gdy Louis żył często oglądaliśmy je wspólnie. Właśnie, Louis. Nie widziałam go już od dawna. Może odszedł? Zrobił to co miał zrobić. Zaopiekował się mną, a teraz odszedł, bo wie, że Liam jest przy mnie. Nie mam pojęcia. Brakuje mi go. Był dla mnie jak brat, pocieszał, rozśmieszał i pomagał w różnych sytuacjach. Znowu do mojej głowy dotarły wspomnienia przyszłości. Siedzenie do późna na szpitalnym dachu, gdy tylko czuł się dobrze, oglądanie gwiazd, opowiadanie zmyślonych historii czy wspólne pisanie piosenek.
- Wszystko okej? - szarpnęłam głową, gdy w moich uszach rozległ się głos. Podniosłam głowę i wygodne usiadłam.
- Um, tak. Wspominam - odpowiedziałam, po czym sięgnęłam po kubek z cieczą, którą przygotował dla mnie chłopak. Liam usiadł obok mnie i naciągnął na swoje nogi koc.
- Mogę wiedzieć co?
- Przyjaciela. Kiedyś Ci o nim opowiem - upiłam łyk gorącej herbaty i z powrotem wgapiłam się w ekran telewizora.
- W porządku - odparł, po czym otulił mnie swoją ręką i przysunął bliżej, tak bym oparła się o jego ramie.
Czułam się bezpiecznie. W jego ramionach zaznałam spokoju, miłości. Nie mam doświadczenia w miłości, nigdy nie byłam prawdziwie zakochana. Przed tym wszystkim bardzo dużo czytałam i stamtąd dowiedziałam się o relacjach damsko-męskich. Mama mi o tym opowiadała, ale wolałam mieć pewność, że tak naprawdę jest. Różni ludzie, różne doświadczenia. Jednak uczucie zakochania wszyscy opisują podobnie. Motyle w brzuchu, miękkie nogi, chęć zrobienia dla tej drugiej osoby wszystkiego. To właśnie czułam w obecności Liam'a. Właśnie otwiera się nowy rozdział w moim życiu. W życiu obok ukochanej osoby. Payne jakby czytając w moich myślach ucałował moje czoło.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - odparłam, wtulając się jeszcze bardziej w ciało chłopaka.
KONIEC SEZONU I
Do zobaczenia! Trzymajcie się cieplutko. Kocham Was.
Natalia xx
Jak dobrze że się pogodzili :D
OdpowiedzUsuńMałe Payniątko mile widziane :D
Czekam na prolog drugiego sezonu :D
Kocham :*
Piekne zakonczenie tego sezonu
OdpowiedzUsuńprzepraszam za spam.
OdpowiedzUsuń" [...]Jestem osobą, jak to oni mówią? Pokrzywdzoną przez los?
Taa, można tak powiedzieć.
Żyje pod hasłem "Przeżyć dzień."
I tak codziennie, w dzień w dzień.
Mój psycholog mówi mówi że powinnam zmienić moje motto.
Nie ma racji.
Nie zna mnie.
Wiele osób próbowało mi pomóc: szkolny psycholog, wychowawca, masę lekarzy...
Moja przyjaciółka.
Wszyscy mnie nie rozumieją.
Skończyło się na tym że obiecałam się nie okaleczać.
Na razie jest dobrze.
Nie mogę powiedzieć co będzie jutro.
Mam na imię Ally Rose, choć tak naprawdę Alice Hypnos.
Moja rodzina jest z rodu Hypnos - magicznych stworzeń pilnujących waszych snów.
My nie śnimy.
My śnimy wasze sny.
Mówiące jacy jesteście na prawdę, jakie są wasze problemy, z czym się borykacie.
Bo sny są odzwierciedleniem nas samych.
Nas głęboko wciśniętych w nasze serca.
My, tylko my rozumiemy wasze sny.
I naszym obowiązkiem jest wam pomagać ze swoimi problemami.
Słowa mojej mamy, nie moje!
Która przez tą ideę, jest psychologiem pomagającym wszystkim wokół.
Piękna myśl, prawda?
Ta, tylko że przez tą myśl w ogóle nie myśli o swojej rodzinie. Cały czas jej życie krąży wokół pracy, po tym jak mój kochany ojciec popadł w alkoholizm, a potem umarł.
Nie mówmy teraz o tym.
Nie mam dzisiaj na to siły.
Na pewno kiedyś dowiecie się o mojej, strasznej i trudnej, przeszłości.
Kiedyś.
Nigdy.
O czym to ja...?
A tak!
Moja mama żyję pracą, przez co chce być najlepszą hypnoską ze wszystkich.
Ze wszystkich rodzin.
Przez co mnie totalnie olewa i vice versa.
Dlaczego?
Jako jedyna z jej cudownego potomstwa, nie umiem oprzeć się waszymi snami.
Czyli?
Czyli kiedy czuję że któryś z przyziemnych zasypia, ja razem z nim.
Nigdy wcześniej to się nie zdarzało.
Moja siostra mówi że nie-zasypianie jest jak oddychanie.
No to ja bym dawno nie żyła.
I właśnie przez tą wadę mnie "odziedziczyła".
Nie powiem to bolało, boli i będzie boleć.
Jedynie z rodziny babcia jest ze mną.
Osoba bardzo chora.
A kiedyś,
kiedyś tata... [...]
[...]
Więc...
Nazywam się Ally Rose i tak jestem pokrzywdzona przez los.
Teraz otworzę oczy, wstanę.
I poraz etny powiem sobie...
Przeżyj ten dzień [...]"
http://alice-in-dreamsland.blogspot.com/
http://kraina-fanfiction.blogspot.com/ Hej. Zapraszam na nowy spis fanfiction ! PS. Zapoznaj się z regulaminem.
OdpowiedzUsuń